Kolejny major jest już mój. Wyprawa do Tokyo zakończyła się sukcesem, ukończyłem bieg, otrzymałem medal i poprawiłem swój rekord życiowy.
Wyjazd do stolicy Japonii był dla mnie wyjątkowy. Po raz pierwszy byłem na tym kontynencie i w tej części świata, tak bardzo egzotycznej dla nas Europejczyków. Cieszyłem się jak dziecko na samą myśl o tym, że zobaczę inny świat, spróbuję innych potraw, pooddycham innym powietrzem:) Ale przede wszystkim cieszyłem się na myśl o biegu i o wyzwaniu, jakie mnie czeka.
Do stolicy Japonii dotarłem w czwartek, choć w Polsce była jeszcze środa. Kiedy moi najbliżsi jeszcze spali w Polsce ja wyszedłem z Narita Expres w centrum Tokyo i rozpocząłem swoją przygodę. Choć chciałem się oszczędzać, grzechem byłoby przeleżeć czas do maratonu w pokoju tym bardziej, że w poniedziałek już musiałem wracać. Ruszyłem więc na podbój Tokyo. Odwiedziłem dzielnicę Asakusa z najstarszą w Japonii świątynią. Byłem zdziwiony kiedy zobaczyłem na chodniku Japonki spacerujące w tradycyjnym stroju – kimonie. Egzotyczny i bardzo piękny widok. Nie omieszkałem zrobić sobie wraz z nimi zdjęcia. Pospacerowałem po ogrodzie cesarskim okalającym pałac cesarza Japonii, który niestety jest zamknięty dla zwiedzających, ale w ogrodzie kwitły już wiśnie, hiacynty i nawet drzewa pomarańczowe miały owoce. Niesamowite!
Wreszcie nadszedł tak długo oczekiwany przeze mnie dzień 26.02.2017r. Start przewidziano na godzinę 9.00. Moja strefa miała start wyznaczony na godzinę 9.12. Budzik nastawiłem sobie na godzinę 6.00, aby mieć czas spokojnie zjeść śniadanie (bułki pszenne z dżemem jagodowym, które to specjały jeżdżą ze mną na każdy maraton) i dotrzeć na miejsce bez stresu. Strój przygotowałem sobie dzień wcześniej, wszystko ładnie rozłożone i poukładane. Wyszedłem z hotelu o 7.30 i od razu po wyjściu zobaczyłem sznureczek biegaczy, którzy szli w stronę strefy startu. Japończycy szli gęsiego, jeden za drugim po tej samej stronie chodnika. Niesamowite, jaki w Japonii jest porządek. Tyle milionów ludzi mieszka w Tokyo, a tam nikt się nie przepycha, wszyscy w ustalonym porządku chodzą wyznaczoną stroną chodnika, wsiadają do metra stojąc wcześniej w wyznaczonych strefach, w kolejce. Na chodnikach panuje niewyobrażalny porządek, nie ma papierków ani niedopałków i nigdzie w zasięgu wzroku nie widać koszy na śmieci. Japończyk nie wyrzuci papierka na ziemię, będzie go tak długo nosił, aż natrafi na śmietnik. Podobnie było podczas biegu, w strefie napojów ludzie nie wyrzucali zużytych kubków tylko biegli z nimi, aż pojawili się wolontariusze z workami na śmieci. Nieprawdopodobny widok. Choć na trasie stało mnóstwo kibiców doping nie był tak ogłuszający jak w Chicago. Japończycy to ludzie spokojni, nie okazujący emocji i w ten sposób kibicujący, aby nie przeszkadzać sobie wzajemnie. Brakowało mi tego ogłuszającego dopingu z Chicago, który niósł do mety, kiedy nogi już nie chciały. Mimo tego biegło mi się bardzo dobrze. Byłem niesamowicie zmotywowany, liczyłem na dobry wynik, ponieważ okres przygotowawczy przepracowałem solidnie wypełniając wszystkie wskazówki i zalecenia moich trenerów.
Linię mety przekroczyłem z czasem 3.36.25. Czuję pewien niedosyt, choć poprawiłem swój czas z Chicago. Liczyłem na więcej. Zegarek pokazywał mi znakomite czasy, niestety okazało się, iż momentami gubił sygnał GPS, dlatego czas oficjalny był gorszy niż pokazywał mi zegarek.
Kiedy emocje już opadły, rozczarowanie ustąpiło miejsca ogromnemu szczęściu. Bo przecież ukończyłem kolejny maraton z serii tych największych, byłem w Japonii, przeżywałem jedną z największych przygód swojego życia. Czego chcieć więcej. Grzechem byłoby marudzić. Tak więc szczęśliwy korzystałem z uroków bycia w Tokyo. Mogłem spróbować sushi, kurczaka teriyaki i innych specjałów, a wszystko popijałem zieloną herbatą matcha. Niespodzianką kulinarną były dla mnie lody z zielonej herbaty i wszelkiego rodzaju słodycze oraz kanapki z ryżu – origini. Wszystko smaczne i jakże inne od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.
Teraz już myślę o starcie w Londynie, czas do 23 kwietnia upłynie bardzo szybko. Choć sprawia mi ból chodzenie to zaczynam przygotowania. Dzisiaj w nocy dowiedziałem się też, iż zostałem wylosowany do startu w maratonie w Nowym Yorku – największym na świecie. Przede mną w tym roku jeszcze dwa majorsy. Cudowne uczucie!
Dzięki Państwa wsparciu mogę dążyć do celu, realizować swoje marzenia. Dziękuję!