26.04.2015 roku stanąłem na starcie Orlen Warsaw Maraton. Pogoda była wymarzona do biegania, pochmurne niebo, temperatura około 17 stopni. Bajka. Tak myślałem. Rzeczywistość okazała się inna. Wystartowałem i bardzo szybko poczułem, że nie mam już sił. Byłem załamany, tyle treningów, tyle wyrzeczeń i wszystko na nic. Analizowałem i motywowałem sam siebie. Na 17 km. stała moja żona, tak samo jak ja pełna obaw i niepewna tego co się wydarzy. Stanąłem , poskarżyłem się, ale pobiegłem dalej. Nie poddałem się, mimo ogromnego bólu nóg zacisnąłem zęby i biegłem, choć rozum podpowiadał „stań, nie masz już sił”. Biegłem i walczyłem sam z sobą. Kiedy przekroczyłem linię mety byłem niemożliwie zmasakrowany, ale równie niemożliwie szczęśliwy. Mój pierwszy maraton ukończyłem w czasie 4:24:40. Pomyślałem, że mam nad czym pracować!